W dzisiejszym artykule zabiorę Was w podróż po niesamowitych górach na północy Portugalii. Wybierzcie się ze mną na pieszą wędrówkę po Serra do Marão. To pasmo górskie stanowi naturalną granicę oddzielającą Dolinę Douro od części wybrzeża. Co więcej, ma ono wpływ na klimat panujący w winnicach. A co za tym idzie na produkcję najsłynniejszych portugalskich win.
- Krótka informacja o szlaku
- Początek szlaku
- Idąc pod prąd
- Zaczarowany stuletni las
- Kopalnie cyny i wolframu w Ramalhoso
- Jesienna lewada, stawy hodowlane i zakończenie szlaku
- Podsumowanie szlaku
Krótka informacja o szlaku
Szlak trekkingowy PR6 AMT Rio Marão zaczyna się w wiosce Ansiães leżącej w powiecie Amarante. Jest ona oddalona od Porto o około 80km, a dotrzemy do niej autostradą A4 (zjazd 20 w kierunku drogi N15, która prowadzi do wioski). Samochód możemy zaparkować przy Largo da Pinha, wzdłuż ulicy tuż przy budynku Junta da Freguesia (Rada Gminy).
Szlak biegnący wzdłuż rzeki Marão ma długość 14,3km. Należy do grupy szlaków, które mają zarówno początek jak i koniec w tym samym punkcie. Od nas więc zależy kierunek, w którym pójdziemy. Ja postanowiłam odwrócić zalecany kierunek szlaku i zaczęłam od wspinaczki po zachodnim zboczu góry Marão. Na szlak wybrałam się na początku października, w dzień iście deszczowy. Jednak jak to w górach bywa, pogoda uległa zmianie i po południu niebo się otworzyło. Pojawiła się zatem piękna portugalska jesień.
Początek szlaku
Pierwszym punktem, jaki ukaże się na naszej drodze będzie lokalna kawiarnia Café da Pinha. Warto się w niej zatrzymać na szybką filiżankę kawy. Lub po powrocie na małą przekąskę po wykonaniu szlaku. Polecam Wam serdecznie pierwszą opcję, gdyż w kawiarni są dostępne ulotki z małą mapką dotyczącą szlaku. Warto ją mieć ze sobą podczas wspinaczki. Oprócz opisu szlaku, zawiera także numery alarmowe pod które zawsze można zadzwonić w razie potrzeby.
Po wzmocnieniu kawą wyruszyliśmy w kierunku sołectwa Eido. Nie od razu rzucił nam się w oczy typowy górski krajobraz. Było to spowodowane gęstą mgłą spowijającą zbocza oraz autostradę. Od czasu do czasu słyszałam jedynie samochody mknące po autostradzie A4 biegnącej w pobliżu.
Spotkaliśmy za to na naszej drodze jedną z mieszkanek wioski. Wybrała się pozbierać żołędzie, szyszki i kasztany. Najprawdopodobniej żołędzie miały być przeznaczone jako pokarm dla zwierząt hodowanych w jej domostwie. Szyszki możliwe, iż na podpałkę, a kasztany jako przekąska lub nawet danie główne. Nie straszna jej była więc padająca z nieba mżawka.
Idąc pod prąd
Po opuszczeniu wioski szlak biegnie głównie wzdłuż rzeki Marão oraz jej dopływów. Dookoła było bardzo zielono i zdecydowanie wilgotno. Wszystko spowijała gęsta mgła, więc widoczność nie była za duża. Jak też wspomniałam, siąpiła intensywna mżawka. Co za tym idzie można było posłuchać uderzeń kropel deszczu o liście na drzewach. Na szlaku nie zabrakło również wielu jego mieszkańców, dla których pogoda była idealna. Mowa oczywiście o wielkich ślimakach bezmuszlowych, które zamieszkują wilgotne tereny.
Sąsiedztwo rzeki na pewno w tym pomaga. Udało mi się nawet zobaczyć bardzo ciekawe zjawisko. Znalazłam bowiem parę ślimaków, która dopiero co złożyła jaja. Takie zachowanie najczęściej można zaobserwować właśnie jesienią.
Kontynuując szlak co jakiś czas widzimy mini wodospady na rzece Marão. Ta część trasy pod względem wysiłku była najtrudniejsza. Przed nami pojawiło się bowiem najbardziej strome podejście na całym szlaku. Widać również było, że miejscami ze zbocza obsunęła się ziemia.
Ścieżka wiedzie tuż obok budynku straży pożarnej przy wjeździe do słynnego tunelu Marão. Jest to najdłuższy tunel wydrążony w górach w Portugalii. Ma długość 5 825m, co czyni go również trzecim najdłuższym tunelem drogowym na Półwyspie Iberyjskim. Jego wybudowanie skróciło znacznie dystans podróżujących z Trás-os-Montes do Porto.
Zaczarowany stuletni las
Po wspięciu się na zbocze ponad wejściem do tunelu trasa wiedzie dalej w kierunku lasu porastającego górę Marão. W czasie trekkingu lekka mgła spowijała zarośla. Promienie słońca nieśmiało usiłowały przebić się przez korony drzew. Jest to miejsce, w którym można było wyczuć wręcz mistyczną atmosferę. Według informacji podanych w oficjalnym planie szlaku las liczy sobie ponad sto lat. Stąd na pewno był świadkiem wielu różnych historii. I można to wyczuć przechodząc przez niego.
Oczywiście tytułowa rzeka jest naszym dobrym kompanem. Również w lesie możemy zauważyć jak wolno i leniwie płyną jej wody. Co jakiś czas na jej przeszkodzie leżą skały, które tworzą małe wodospady.
Po wyjściu z lasu musimy przeciąć jedną z dróg dojazdowych do Pousada do Marão. Następnie udamy się pod ruiny dawnej leśniczówki. Ja wykorzystałam schodki prowadzące do budynku, jako miejsce na obiad i krótki odpoczynek.
Kopalnie cyny i wolframu w Ramalhoso
Dalsza trasa szlaku PR 6 Rio Marão jeszcze przez jakiś czas wiedzie lasem. Stopniowo będzie się on przerzedzał, aż ukaże się naszym oczom piękna panorama. Po wyjściu z lasu czekała na nas pozytywna niespodzianka. Pogoda się zmieniła i słońce przepędziło mgłę oraz deszcz. Jak to często bywa w górach. Z piękną panoramą wiąże się też najwyższy punkt szlaku znajdujący się na wysokości około 900 metrów. Do końca trasy będziemy już tylko schodzić ze zboczy.
Zdecydowanie był to jeden z najbardziej malowniczych momentów całej trasy. Z jednej strony perfekcyjnie widać autostradę A4 łączącą Porto z Vila Real. Z drugiej natomiast możemy zobaczyć pozostałości po dawnych kopalniach cyny i wolframu.
Eksploatacja złóż wolframu w górach Marão miała swój szczyt w czasie drugiej wojny światowej. Mimo że Portugalia była oficjalnie krajem neutralnym, w czasie tego światowego konfliktu prowadziła interesy. Zarówno z III Rzeszą, jak i z ich wielowiekowym sojusznikiem Wielką Brytanią. Wolfram był bardzo cennym metalem wykorzystywanym w czasie konfliktów zbrojnych do produkcji broni. Z tego powodu w Portugalii nazywany jest często czarnym złotem (port. ouro negro).
Oprócz wejść, które prowadzą do samych kopalni można również zauważyć pozostałości po infrastrukturze. Mowa o słupach, którymi doprowadzano energię elektryczną, drogach dojazdowych czy tunelach wydrążonych w skałach. A także o pozostałościach po kompleksie budynków przy kopalni.
Jesienna lewada, stawy hodowlane i zakończenie szlaku
Kolejna część szlaku wiedzie ponownie przez las. Tym razem naszym towarzyszem będzie lewada, czyli system doprowadzania wody. Jesienią akurat ten odcinek był moim zdaniem był bardzo urokliwy. Zieleń przeplatała się z pomarańczowymi liśćmi leżącymi na ściółce. Jedynym minusem był brak wody w samej lewadzie. Oczywiście wynikało to z faktu, iż od kilku tygodni nie padał w górach deszcz.
Lewada towarzyszy nam podczas schodzenia ze zbocza. Jej koniec będzie wyznaczony przez teren zajmowany do hodowli ryb tuż przy rzece Torno. Po portugalsku nosi on nazwę Viveiro do Torno lub Viveiro do Ramalhosa. W stawach hodowane są różne odmiany pstrągów. Wstęp na teren hodowli jest bezpłatny i można ją zwiedzić. Dla mnie było to zdecydowanie nowe doświadczenie. Nigdy dotąd bowiemnie miałam okazji zobaczyć podobnie funkcjonującego miejsca.
Po odwiedzeniu stawów hodowlanych trasa powoli będzie dobiegać końca. W drodze potowarzyszy nam rzeka Torno. Miniemy drewniany mostek, a dalej ponownie naszym oczom ukaże się panorama na góry. Przejdziemy przez sołectwa Coval oraz Peso. Można w nich zaobserwować typowe górskie domy.
A także pasące się zwierzęta hodowlane. Miałam przyjemność spotkać sympatyczne stado kóz. Na zakończenie trekkingu przejdziemy również obok kapliczki św. Antoniego, która znajduje się w Ansiães.
Podsumowanie szlaku
Początek: Ansiães
Koniec: Ansiães
Dystans: 14,3 km
Trudność: Umiarkowanie trudny (ze względu na możliwość wystąpienia mgły oraz śliskość podłoża w dni o dużej wilgotności powietrza)
Mam nadzieję, że podobał Wam się szlak po górach Marão. Zajrzyjcie koniecznie do wpisu o trekkingu przebiegającym przez sąsiednie pasmo górskie Alvão.
Źródła:
Teixeira Da Silva, A.J. (2014), Farol da nossa terra, Serra do Marão